Minęły dwa lata odkąd mamy przyjemność prowadzić kawiarnię La Lucy! Ależ ten czas szybko płynie. Często z sentymentu przeglądamy zdjęcia i jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni jak lokal pięknie się rozwija. I to wszystko Wasza zasługa drodzy Goście!
Chyba czas na krótkie posumowanie, na moment nostalgii, ale przede wszystkim skonfrontowanie planów z rzeczywistością. La Lucy miała mieć minimalistyczne wypełnienie i dalej taka jest. Zmieniające się cyklicznie wystawy sprawiają, że jej przestrzeń za każdym razem poznajemy na nowo. To wielka przyjemność poznawać twórców prac goszczących u nas, to bardzo zdolni ludzie. W założeniach były wydarzenia kulturalne i tutaj też sukces. Przez dwa lata naszej dzielności zorganizowaliśmy conajmniej kilkadziesiąć warsztatów! Produkowaliśmy mydełka, tworzyliśmy zabawki z filca, kisiliśmy kapustę kimchi, uczyliśmy się jak bawić się z kotami, ale przede wszystkim dziergaliśmy na drutach i szydełkach niesamotne rzeczy! La Lucy stała się też miejscem planszowych. Cyklicznie odbywają się u nas wieczory z Fanami Gier, którzy przeprowadzają konkursy, ale przed wszystkim pomagają rozpocząć przygodę z grami. NIesamowita jest atmosfera towarzysząca rozgrywkom, cóż za emocje! Działo się dużo więcej i obiecujemy, że w kolejnych miesiącach też się będzie działo.
Miała być kawiarnia z pysznym jedzeniem- i tak też jest! Kawa w naszym życiu jest bardzo ważna z kilku powodów. Chociażby dlatego, że jest pyszna! 🙂 Doszkalamy się z naszą Załogą w latte art, w alternatywnych metodach parzenia kawy. Tak, abyście mogli mieć produkty najwyższej jakości. Trzeba też wspomnieć o naszych naleśnikach, które idą ramię w ramię z napojem bogów. One też skradły Wasze serca co nas bardzo cieszy. Już za chwilkę jak będziemy mogli działać wprowadzimy kolejną aktualizację menu jedzeniowego. Oj będzie się działo! Dziękujemy, że z nami jesteście i do zobaczenia w naszej kawiarni La Lucy.
La Lucy przyciąga
POZYTYWNYCH LUDZI
ROZMAWIAŁA
MILENA KASZUBA-JANUS
La Lucy powstała kilka miesięcy temu. Jednak to nie pierwsza Twoja przygoda z gastronomią.
Tak, mam już trochę doświadczenia. Przyjechałam do Warsza- wy na studia, miałam być nauczycielką języka polskiego. Jednak na początku zaczęłam pracę właśnie w gastronomii – najłatwiej było ją dostać studentowi bez doświadczenia. Odpowiadały mi też nienormowane godziny pracy, tym bardziej, że studiowałam zaocznie. Tak zaczęłam wielką przygodę. Miałam przyjemność pracować chociażby z legendarnym Romanem Modzelewskim w Przekąskach Zakąskach i to chyba od niego wszystko się zaczęło. Roman to bardzo pozytywny człowiek. Ma taką aurę, charyzmę, że wszyscy do niego lgną. Kolejnym dużym i decy- dującym krokiem w moim życiu była współpraca z Maciejem Marksem, Arkadiuszem i Mariuszem Solarzami w Klubokawiarni Grawitacja na Powiślu, a potem w Klubokawiarni Jaś & Małgosia na Muranowie. To tam tak naprawdę pokochałam gastronomię. Z chłopakami pracowałam bardzo długo, w sumie ponad osiem lat. To był intensywny czas w moim życiu, ale będę zawsze wspominać go z ogromnym sentymentem.
Kiedy przyszedł ten moment, gdy pomyślałaś, że chciałabyś mieć swój lokal?
Wiedziałam o tym już w Grawitacji, więc kilka lat temu. Zdecydowanie się na swój biznes jest bardzo trudne. Po pierwsze, próg finansowy wejścia, a po drugie, to decyzja na lata, a może i całe życie. Gastronomia to styl życia, nie tylko praca. Nie chciałam także otwierać lokalu sama, chciałam mieć wspólnika – bliską osobę, z którą mogę podyskutować, poradzić się, czasami wyżalić, ale przede wszystkim kogoś, kto wnosi do firmy te zdolności i umiejętności, w których nie do końca ja czuję się pewnie. Dwie osoby oznaczają także dwa charaktery, dwa różne spojrze- nia i dodatkową dbałość o realizację wspólnych założeń. Długo miałam problem ze znalezieniem takiego człowieka. Pojawiały się mniej lub bardziej realne plany z moimi przyjaciółmi. Jednak zawsze na tych marzeniach i planach się kończyło. Choć jedna z dziewczyn (moich potencjalnych wspólniczek) prowadzi swój lokal – z czego się bardzo cieszę.
Biznes z przyjaciółmi to nie było to, ale udało Ci się znaleźć odpowiedniego wspólnika i miejsce, które skradło Wasze serce. Dokładnie tak. Nie udało się nam wtedy zrealizować swoich marzeń. Myślę, że dla każdego z nas musiał nadejść właściwy moment, ten czas, to miejsce, ci ludzie. To wszystko musiało złożyć się w całość, by się udało. I ja to teraz czuję, że to jest dobry czas dla mnie i na La Lucy. Wiesz, jestem szczęśliwą kobietą, choć nigdy nie pracowałam tak dużo, jak teraz. Moim wspólnikiem jest Paweł Chrzanowski, który jest również moim partnerem życiowym. La Lucy zatem jest dla nas dodatkowym testem, jak odnajdziemy się w nowej roli. Trzymajcie za nas kciuki. Długo rozmyślaliśmy z Pawłem o otwarciu lokalu gastro- nomicznego – w perspektywie mojej kariery zawodowej, ale też pomysłu na życie. I pewnego dnia nasze plany stały się bardzo realne. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że to lokal znalazł nas. Pewnego dnia jeden z moich gości, w trakcie krótkiej po- gawędki, rzucił hasło, że jest nowe miejsce do obejrzenia. Do- stałam plan lokalu, wysłałam go Pawłowi i umówiliśmy się na spotkanie. Weszliśmy do środka i to było to! A potem zaczęła powstawać nasza kawiarnia z pysznym jedzeniem! Piękne jest to, że bardzo podobnie z Pawłem wyczuliśmy to miejsce, więc główne idee bardzo szybko się wykrystalizowały. Do tego stop- nia, że planowaliśmy otworzyć pizzerię, a La Lucy od razu była kawiarnią z naleśnikami. Ktoś kiedyś powiedział, że nie otwiera się lokalu dla siebie, a dla innych. Strasznie mądre słowa. Ależ to było dawno temu, teraz La Lucy ma już prawie trzy miesiące.
Czyli musiałaś postawić wszystko na jedną kartę, rezygnować z poprzedniej posady i rozpocząć swoją własną przygodę. Czy szefowie znali Twoje plany?
Oczywiście, musiałam podjąć decyzję. Praca na stanowisku managera to ogromna odpowiedzialność, to bardzo czasochłonne zajęcie i nie da się jej połączyć z otwieraniem swojego biznesu, tym bardziej w tej samej działce. Po tylu latach z szefostwem byliśmy trochę, jak jedna wielka rodzina! Cieszę się, że spotka- łam ich na mojej drodze, bardzo dużo się od nich nauczyłam. To wspaniali ludzie. Wiedzieli o moich planach, byli informowani na bieżąco, więc nie było to dla nich zaskoczeniem. Powiem Ci, że niezwykle trudno było mi pożegnać się z szefostwem i moimi pracownikami, choć wiedziałam że to dobra zmiana. To poczu- cie, że coś ważnego w moim życiu się kończy. Mam jednak na- dzieję, że nasze relacje przetrwają.
Skąd pomysł na nazwę dla tego miejsca?
Na nazwę La Lucy składa się kilka rzeczy. La Lucy z jęz. francu- skiego znaczy Nasza Lucy. La Lucy to Francja i naleśniki… Zaczęliśmy rozmawiać, jak połączyć Francję z nami i któregoś dnia Paweł zaproponował La Lucy – taka Nasza Lucy. A, że mamy dodatkowy sentyment do tego imienia i same cieple wspomnienia z nim związane, to zabrzmiało to idealnie. Lucy to była też nasza śliczna suczka, która kibicuje nam zza tęczowego mostu. Jak można zatem wnioskować, kawiarnia jest otwarta na zwierzaki, zapraszamy do nas ze swoimi pupilami. Miska z wodą i człowiek do głaskania także się znajdzie.
Wspomniałaś o dobrej jakości produktach, które znajdziemy w lokalu. Skąd pochodzi kawa i wino?
Zależało nam, aby produkty, które będziemy prezentować w swoim menu były wysokiej jakości. I szukaliśmy takich, które spełniały nasze wymagania. Dodatkowym atutem była ich rze- mieślniczość. I tak kawkę parzymy z Palarni Praskiej – 100 proc. Arabicę, która niesamowicie smakuje w wydaniu czarnej kawy, a nabiera zupełnie innego charakteru w połączeniu z mlekiem. Piwo i wino staramy się mieć kraftowe, a tym samym wspie- rać mniejsze, rzemieślnicze browary. I tak mamy w swojej ofer- cie chociażby Browar Hoplala, Doktor Brew, Alebrowar, Pinta, Czarnków, a będzie pojawiać się ich coraz więcej.
W La Lucy jest także miejsce na kulturę. Za nami już pierwsze wydarzenia o takim charakterze, także wszystkich serdecznie zapraszamy do obserwowania naszych profili i udziału w naszych aktywnościach. Jesteśmy otwarci na różnego rodzaju wydarze- nia, ale takie, które nie zaburzają naszego normalnego rytmu kawiarni. Przed nami warsztaty kreatywnego pisania z Loesje, szydełkowania, rękodzieła, wieczór z planszówkami, spotkanie z podróżnikami czy poetami. Rozmawiamy również ze szkołami muzycznymi o stałej współpracy. La Lucy bardzo chętnie udostępni przestrzeń na dobry cel, na pozytywne rzeczy.
Jeśli chodzi o menu, to stawiacie na naleśniki. Co wyróżnia wasze receptury?
W naszym menu główną rolę odrywają naleśniki, przede wszystkim w wydaniu wytrawnym. Chcemy, aby były traktowa- ne jako pełnowartościowy posiłek. Dlatego też używamy jako podstawowej mąki gryczanej pełnoziarnistej, która dodatkowo jest bezglutenowa. Od niedawna na specjalne zamówienie moż- na zjeść u nas naleśnika wegańskiego. Testy nad menu La Lucy zaczęły się jeszcze w domu, podeszliśmy do tematu bardzo po- ważnie. Paweł, który jest pasjonatem gotowania, bardzo inten- sywnie pracował i testował naleśniki. Jestem jego domowym krytykiem kulinarnym. On jest pedantem, zawsze dąży do do- skonałości i ogromnie dużo od siebie wymaga. Jadłam naleśniki w każdym wydaniu, na różnych jajkach, mleku, przetestowali- śmy wiele rodzajów mąki. Kiedy udało się nam uzyskać odpo- wiednie ciasto, przeszliśmy do testowania składników i grama- tur. I przyznam, że jest to miłe doświadczenie.
Jesteś głównym pracownikiem La Lucy. Dlaczego to cenne doświadczenie dla właściciela?
W La Lucy jestem baristą, kelnerem, barmanem i właścicielem. Najważniejsi są goście i ich zadowolenie. Staram się być dobrym gospodarzem, a pracując w lokalu mogę to robić. Uwielbiam pracę z ludźmi, jest to dla mnie niesamowity zastrzyk pozytyw- nej energii, którą staram się przekazywać dalej. Pomimo że lokal ma niespełna trzy miesiące, to mamy już grono naszych stałych Gości, z czego się niezmiernie cieszymy. Mam wrażenie, że z nie- którymi znam się całe życie. Wydaje mi się, że La Lucy przyciąga pozytywnych ludzi. I niech tak zostanie.
SWEETS & COFFEE | LUTY-MARZEC 2019 r